Leżałam na ziemi i z trudem otwierałam oczy. W końcu mi się udało, ale zaraz tego pożałowałam. Wokół mnie świat wirował i ciągle zmieniał barwy. Po chwili wszystko zaczęło płonąć. Moją jedyną drogą ucieczki był świetlisty portal, który właśnie się zamykał. W ostatniej chwili rzuciłam się w jego kierunku. Niestety właśnie wtedy, kiedy myślałam, że wszystko jest już w porządku dostrzegła ICH. A więc to był kolejny pokręcony sen zafundowany przez NICH?! To nie było fair! Nagle przed moimi oczyma zaczęły się przewijać wspomnienia. Mój pierwszy dzień w przedszkolu, w podstawówce, komunia, 4 klasa, dumni rodzice... A potem zobaczyłam dzień wypadku.
Ładna dziewczynka jechała na rowerze i rozmawiała z przyjaciółkami. Po chwili zastanowienie postanowiła jechać krótszą drogą. Niestety nie wyszło jej to na dobro, bo ktoś ją popchnął i uderzyła głową o drzewo. Kiedy otworzyła oczy zaczął się najgorszy czas w jej życiu, który miał trwać wieczność.
Tak- tą dziewczynką byłam ja. Jestem nienormalna, dziwna. Przecież gdyby było inaczej rodzice nie umieściliby by mnie w psychiatryku. Mogli mnie przynajmniej odwiedzić. Ale nie!
-Nie kochają cię!- wyszeptała Małpa
-Zamknij się!
- Od kiedy tak się odnosi do przyjaciół?
-Nie jesteś moją przyjaciółką!
- Jestem twoją JEDYNĄ znajomą!- stwierdziła po czym zarechotała okrutnie.
Zabolało. Trafiła w czuły punkt. Nie czułam potrzeby komunikowania się z innymi pacjentami, ale samotność zaczęła mi przytłaczać. Nie ma się czemu dziwić. W końcu moimi jedyni towarzyszami były głosy- głosy, których nie powinnam słyszeć.
Właśnie wtedy się obudziłam, ale to co ukazało się moim oczom wcale nie było lepsze od koszmarów.
Łączna liczba wyświetleń
środa, 26 października 2011
czwartek, 20 października 2011
Chory umysł
Ulicą szła młoda dziewczyna w towarzystwie rodziców. Od razu widać było, że nie jest normalna. Miała nienaturalnie jasne blond włosy, niebieskie oczy o odcieniu wyblakłego błękitu, a ubrana była w białą bluzkę i niebieskie dżinsy. Wydawała się postacią rozmytą, nierealną i tak nierzeczywistą jak duch. Nie znosiła żadnej pogody, każda ją irytowała. Mieszkała w miejscowości w której padało, była mgła lub świeciło lekkie słońce. To pierwsze i drugie zdarzały się częściej. Kiedy padał deszcz uważała, iż świat płacze z nią i niszczy jej humor. Podczas słonecznych dni twierdziła, że to nie fair, iż inni się śmieją, nawet słońce, a ona nie! Każdy kto jej nie znał, a ujrzał ją po raz pierwszy brał ją za ducha, który zawodzi nad swym losem. Miała na imię Elizabeth. Rodzice tej dziewczyny strasznie się o nią martwili aż w końcu zaprowadzili ją do psychiatry.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Budynek, który rysował się przede mną był dziwny i podejrzany. Jego ściany miały ohydny niebieski kolor, a dach zielony. Moi staruszkowie byli jacyś nierozmowni i dziwnie się na mnie patrzyli. Gdy weszliśmy do środka poczułam się okropnie. Ściany wewnątrz miały taką samą barwę jak te na zewnątrz, a wisiały na nich rysunki jakiś dziwnych wzorów. Gdy doszliśmy do końca korytarza mama otworzyła przede mną drzwi i kazała mi wejść podczas, gdy ona i tata zostali na zewnątrz. Pomieszczenie w którym się znalazłam było czyimś gabinetem. Całe zostało wyłożone żółtą gąbką a pośrodku stało brązowe biurko. Za nim siedziała wysoka, opalona kobieta o ciemnych włosach i oczach.
-Witaj Elzo czy wiesz po co tu jesteś?
-Nie, ale założę się, że zaraz się tego dowiem.
-Nazywam się Miranda Carters i jestem psychologiem. Twoi rodzice zapisali cię na terapię kontrolną.
"No nie. Ile razy mam im powtarzać, że jestem normalna?"- pomyślałam
-Świetnie, a teraz wyciągnę kleksy, a ty mi powierz co widzisz.
-Węża.
-Jakiegoś konkretnego?
-Tak.... wiesz on nawiedza mnie w snach i mąci mi życie. Czasami sprawia, że coś wyskakuje z obrazów, zwłaszcza węże.
-A tu?
-Małpę. Ona tak jakby siedzi mi w głowie i szepcze coś.
"Cicho siedź. Czemu jej o mnie powiedziałaś?"- znowu usłyszałam ten chory głos.
"Słyszy głosy w głowie?"- wydawało mi się, że to właśnie pomyślała Miranda.
-A tu?
-Strach. On jest szefem Węża i Małpy. Oni niszczą mi życie. Komentują każde wydarzenie, zmuszają mnie do czegoś, a Wąż podsuwa mi okropne sny, wizje według których mam się trzymać.
-Kiedy zaczęłaś ich słyszeć i widzieć?
-Miałam dziesięć lat i jakiś dzieciak zepchnął mnie z roweru. Uderzyłam głową o drzewo, a kiedy otworzyłam oczy.... oni już tam stali.
Przed oczyma zaczęły pojawiać mi się okropne obrazy. To wtedy wszystko się zaczęło. Wiedziałam, że to wszystko przez Węża więc starałam się go zablokować, ale nie potrafiłam.
-Świetnie. Mogę porozmawiać z twoimi rodzicami?
-Ależ oczywiście.
Wyszłam z tego okropnego gabinetu i zaczęłam komentować okropność tego budynku nie wiedząc, że za drzwiami zapadnie wyrok przez, który spędzę tu resztę życia.
------------------------------------------------------------------------------------------------
-Niech pani nam powie: Co z nią?
-Niestety, ale zdecydowanie jest chora psychicznie i to na tak wysokim stopniu, że będzie musiała tu zostać.
-W psychiatryku?!
-Tak
W gabinecie zapadła grobowa cisza.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Budynek, który rysował się przede mną był dziwny i podejrzany. Jego ściany miały ohydny niebieski kolor, a dach zielony. Moi staruszkowie byli jacyś nierozmowni i dziwnie się na mnie patrzyli. Gdy weszliśmy do środka poczułam się okropnie. Ściany wewnątrz miały taką samą barwę jak te na zewnątrz, a wisiały na nich rysunki jakiś dziwnych wzorów. Gdy doszliśmy do końca korytarza mama otworzyła przede mną drzwi i kazała mi wejść podczas, gdy ona i tata zostali na zewnątrz. Pomieszczenie w którym się znalazłam było czyimś gabinetem. Całe zostało wyłożone żółtą gąbką a pośrodku stało brązowe biurko. Za nim siedziała wysoka, opalona kobieta o ciemnych włosach i oczach.
-Witaj Elzo czy wiesz po co tu jesteś?
-Nie, ale założę się, że zaraz się tego dowiem.
-Nazywam się Miranda Carters i jestem psychologiem. Twoi rodzice zapisali cię na terapię kontrolną.
"No nie. Ile razy mam im powtarzać, że jestem normalna?"- pomyślałam
-Świetnie, a teraz wyciągnę kleksy, a ty mi powierz co widzisz.
-Węża.
-Jakiegoś konkretnego?
-Tak.... wiesz on nawiedza mnie w snach i mąci mi życie. Czasami sprawia, że coś wyskakuje z obrazów, zwłaszcza węże.
-A tu?
-Małpę. Ona tak jakby siedzi mi w głowie i szepcze coś.
"Cicho siedź. Czemu jej o mnie powiedziałaś?"- znowu usłyszałam ten chory głos.
"Słyszy głosy w głowie?"- wydawało mi się, że to właśnie pomyślała Miranda.
-A tu?
-Strach. On jest szefem Węża i Małpy. Oni niszczą mi życie. Komentują każde wydarzenie, zmuszają mnie do czegoś, a Wąż podsuwa mi okropne sny, wizje według których mam się trzymać.
-Kiedy zaczęłaś ich słyszeć i widzieć?
-Miałam dziesięć lat i jakiś dzieciak zepchnął mnie z roweru. Uderzyłam głową o drzewo, a kiedy otworzyłam oczy.... oni już tam stali.
Przed oczyma zaczęły pojawiać mi się okropne obrazy. To wtedy wszystko się zaczęło. Wiedziałam, że to wszystko przez Węża więc starałam się go zablokować, ale nie potrafiłam.
-Świetnie. Mogę porozmawiać z twoimi rodzicami?
-Ależ oczywiście.
Wyszłam z tego okropnego gabinetu i zaczęłam komentować okropność tego budynku nie wiedząc, że za drzwiami zapadnie wyrok przez, który spędzę tu resztę życia.
------------------------------------------------------------------------------------------------
-Niech pani nam powie: Co z nią?
-Niestety, ale zdecydowanie jest chora psychicznie i to na tak wysokim stopniu, że będzie musiała tu zostać.
-W psychiatryku?!
-Tak
W gabinecie zapadła grobowa cisza.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)