Dziwny umysł
Łączna liczba wyświetleń
środa, 28 sierpnia 2013
Takie tam przeprosiny i zaproszenie
Więc tak na początek chciałabym przeprosić, że odeszłam z tego bloga bez
słowa wyjaśnienia. Czytam go sobie teraz i leżę na ziemi płacząc ze
śmiechu nad jego naiwnością. Cóż, nieważne. W każdym bądź razie
zrozumiałam, że źle się za niego zabrałam. Trzeba było napisać wcześniej
parę rozdziałów, zorganizować się. Teraz mam większe doświadczenie i
skupiam się tylko na jednym blogu głównym, na którego zapraszam bardzo
serdecznie. Jest to kryminał o łowcach.... demonów? potworów? upiorów?
Coś w tym stylu i wszystkiego po trochu. Energicznie i z rozmachem. Nie
zniechęcajcie się prologiem. Mam nadzieję, że wpadniecie, zaobserwujecie
i skomentujecie. www.polowanie-w-stylu-greyland.blogspot.com
czwartek, 29 grudnia 2011
Wolontariusze
Mój spazmatyczny płacz zaniepokoił Amandę. Wbiegła do mojego pokoju i przerażona domagała się wyjaśnień. Już miałam spróbować jej wyjaśnić powód mojej depresji lecz w porę się zorientowałam, że Małpa i Wąż do wiedzą się o Rajskiej Polanie, a tego nie chciałam. Stwierdziłam więc tylko, że nic się nie stało i nie dając jej szansy na jakieś pytania szybko zmieniła temat.
-Co dostanę dziś na śniadanie?- spytałam, siląc się na normalny ton.
-Płatki z mlekiem- odparła patrząc na mnie z niepokojem.
Zjadłam więc je w pośpiechu. W łazience ujrzałam swoje odbicie i to co zobaczyłam wcale mnie nie ucieszyło. Moje blond włosy były splecione w wielkie kołtuny, a oczy czerwone od płaczu. Opłukałam twarz, umyłam zęby, uczesałam się, oraz z westchnieniem sięgnęłam po kosmetyczkę. Pomalowałam usta różowym błyszczykiem, użyłam kredki do oczu i tuszu do rzęs. Nie potrafiłam się zmusić do używania innych "cudownych" kosmetyków. Umalowałam się tylko po to, aby uśpić czujność Amandy, która mogła donieść Mirandzie, a tego najbardziej się bałam. Wyszłam z łazienki uśmiechając się sztucznie. Gdy weszłam do pokoju zaczęłam rozważać kwestię ubioru. W końcu wybrałam białą bluzkę z małą tęczą na środku, dżinsy, brązowe bolerko i czarne glany. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam i przypomniałam sobie swoje szesnaste urodziny.
Mama przyjechała na nie ze swoim narzeczonym, a tata ze swoją żoną. Nie wiem po co to zrobili. Pamiętali o mnie tylko dwa razy do roku ( w Boże Narodzenie i w moje urodziny). Od mami dostałam glany, gitarę, laptopa, pięć książek i mp4. Papa dał mi gumkę do włosów i kosmetyki. Przynajmniej mami mnie rozumie- to za nią tęsknię. Tata nigdy się mną nie interesował.
Po policzku spłynęła mi łza, którą szybko starłam. Dziarskim krokiem wstałam i poszłam na zajęcia. Po powrocie wyciągnęłam swoje rysunki i zaczęłam szkicować. Rysowałam, aby pamiętać. Drzewa, jeziora, koty, psy i inne wspaniałości świata, które normalni ludzie widzą na co dzień, oraz nie doceniają ich piękna. Ja nie widziałam świata zewnętrznego od dwóch lat.
-I dobrze Ci tak- stwierdziła Małpa
-Przymknij się!
Tym razem rysowałam park. Dwie dziewczynki w nim tańczyły, jakiś chłopiec huśtał się na huśtawce, a psy aportowały. Tą czynność przerwał mi odgłos otwieranych drzwi. Zdziwiona spojrzałam w tamtym kierunku i ujrzałam wysokiego bruneta w bluzce w kratę, oraz dziewczynę z czerwonymi włosami, uśmiechem nie chodzącym z twarzy i różowej bluzce. Oboje w wieku Eli.
-Jestem Adele. Miło mi Cię poznać. Twój pokój jest... interesujący. Na pewno będziemy przyjaciółkami!- powiedziała dziewczyna głosem pełnym entuzjazmu.
"O nie! Nie znoszę optymistów. Ci ludzie są szczęśliwi, bo mają w wiele w życiu, a ja nie mam nic"- pomyślała Elza.
Zapowiadał się ciekawy dzień.
-Co dostanę dziś na śniadanie?- spytałam, siląc się na normalny ton.
-Płatki z mlekiem- odparła patrząc na mnie z niepokojem.
Zjadłam więc je w pośpiechu. W łazience ujrzałam swoje odbicie i to co zobaczyłam wcale mnie nie ucieszyło. Moje blond włosy były splecione w wielkie kołtuny, a oczy czerwone od płaczu. Opłukałam twarz, umyłam zęby, uczesałam się, oraz z westchnieniem sięgnęłam po kosmetyczkę. Pomalowałam usta różowym błyszczykiem, użyłam kredki do oczu i tuszu do rzęs. Nie potrafiłam się zmusić do używania innych "cudownych" kosmetyków. Umalowałam się tylko po to, aby uśpić czujność Amandy, która mogła donieść Mirandzie, a tego najbardziej się bałam. Wyszłam z łazienki uśmiechając się sztucznie. Gdy weszłam do pokoju zaczęłam rozważać kwestię ubioru. W końcu wybrałam białą bluzkę z małą tęczą na środku, dżinsy, brązowe bolerko i czarne glany. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam i przypomniałam sobie swoje szesnaste urodziny.
Mama przyjechała na nie ze swoim narzeczonym, a tata ze swoją żoną. Nie wiem po co to zrobili. Pamiętali o mnie tylko dwa razy do roku ( w Boże Narodzenie i w moje urodziny). Od mami dostałam glany, gitarę, laptopa, pięć książek i mp4. Papa dał mi gumkę do włosów i kosmetyki. Przynajmniej mami mnie rozumie- to za nią tęsknię. Tata nigdy się mną nie interesował.
Po policzku spłynęła mi łza, którą szybko starłam. Dziarskim krokiem wstałam i poszłam na zajęcia. Po powrocie wyciągnęłam swoje rysunki i zaczęłam szkicować. Rysowałam, aby pamiętać. Drzewa, jeziora, koty, psy i inne wspaniałości świata, które normalni ludzie widzą na co dzień, oraz nie doceniają ich piękna. Ja nie widziałam świata zewnętrznego od dwóch lat.
-I dobrze Ci tak- stwierdziła Małpa
-Przymknij się!
Tym razem rysowałam park. Dwie dziewczynki w nim tańczyły, jakiś chłopiec huśtał się na huśtawce, a psy aportowały. Tą czynność przerwał mi odgłos otwieranych drzwi. Zdziwiona spojrzałam w tamtym kierunku i ujrzałam wysokiego bruneta w bluzce w kratę, oraz dziewczynę z czerwonymi włosami, uśmiechem nie chodzącym z twarzy i różowej bluzce. Oboje w wieku Eli.
-Jestem Adele. Miło mi Cię poznać. Twój pokój jest... interesujący. Na pewno będziemy przyjaciółkami!- powiedziała dziewczyna głosem pełnym entuzjazmu.
"O nie! Nie znoszę optymistów. Ci ludzie są szczęśliwi, bo mają w wiele w życiu, a ja nie mam nic"- pomyślała Elza.
Zapowiadał się ciekawy dzień.
piątek, 23 grudnia 2011
Mój właśny świat
Leciałam w powietrzu i czułam się wspaniale. Po chwili zrozumiałam dlaczego tak jest. Małpa i Wąż zniknęli! Ale na ile? Zaczęłam spadać, potem poczułam jak uderzam w ziemię. Otworzyłam więc oczy. Leżałam na łące usianej przecudownymi kwiatami. Raj nie mógł wyglądać inaczej. Słońce świeciło i wiał lekki wiaterek. Postanowiłam zbadać tą niebiańską polanę.
"Niebiańską? Czyżbym więc umarła?"- zadałam sobie dręczące mnie pytania.
Odgoniłam jednak te myśli, bo były zbyt przygnębiające. A może po prostu nie chciałam uronić ani jednej sekundy spędzonej tu na jakieś rozmyślania? Przecież jeśli to miało być "po śmierci" cieszyłabym się. Życie (albo raczej nie życie) bez Małpy i Węża było piękne...
Wracając do przechadzki to jak tylko o czymś zamarzyłam ono natychmiast się pojawiało. Zapragnęłam widzieć róże, irysy, narcyzy, pelargonie, stokrotki, niezapominajki i mnóstwo innych kwiatów. Następnie wyobraźnią zaczęłam tworzyć nowe gatunki. Po chwili zorientowałam się, że mam na sobie szpitalną piżamę, która w ogóle nie pasowała do tego rajskiego otoczenia. Nagle wiatr przybrał na sile, zaczęłam unosić się w powietrzu.Otoczył mnie wir. Wichura minęła tak niespodziewanie jak się zaczęła. Ani się obejrzałam, a już stałam na ziemi. Nic poza moim ubraniem nie uległo zmianie. Teraz miałam na sobie zwiewną białą sukienkę na ramiączkach, która sięgał mi do kolan. Na moich włosach pojawił się słomiany kapelusz opasany błękitną wstążką. W momencie, gdy poczułam się odrobinę samotna nad moją głową przeleciały bajeczne ptaki, z nór wyskoczyły króliki, skądś nadbiegły sarny, konie, kozy,owce,krowy, a nawet świnie. Bawiłam się z nimi do upadłego, grałam im na magicznej gitarze itd. W pewnym momencie wszystko zniknęło, świat ogarnął mrok, a ja obudziłam się.
-A więc to był tylko sen!- wykrzyknęłam zrozpaczona i zalałam się łzami.
"Niebiańską? Czyżbym więc umarła?"- zadałam sobie dręczące mnie pytania.
Odgoniłam jednak te myśli, bo były zbyt przygnębiające. A może po prostu nie chciałam uronić ani jednej sekundy spędzonej tu na jakieś rozmyślania? Przecież jeśli to miało być "po śmierci" cieszyłabym się. Życie (albo raczej nie życie) bez Małpy i Węża było piękne...
Wracając do przechadzki to jak tylko o czymś zamarzyłam ono natychmiast się pojawiało. Zapragnęłam widzieć róże, irysy, narcyzy, pelargonie, stokrotki, niezapominajki i mnóstwo innych kwiatów. Następnie wyobraźnią zaczęłam tworzyć nowe gatunki. Po chwili zorientowałam się, że mam na sobie szpitalną piżamę, która w ogóle nie pasowała do tego rajskiego otoczenia. Nagle wiatr przybrał na sile, zaczęłam unosić się w powietrzu.Otoczył mnie wir. Wichura minęła tak niespodziewanie jak się zaczęła. Ani się obejrzałam, a już stałam na ziemi. Nic poza moim ubraniem nie uległo zmianie. Teraz miałam na sobie zwiewną białą sukienkę na ramiączkach, która sięgał mi do kolan. Na moich włosach pojawił się słomiany kapelusz opasany błękitną wstążką. W momencie, gdy poczułam się odrobinę samotna nad moją głową przeleciały bajeczne ptaki, z nór wyskoczyły króliki, skądś nadbiegły sarny, konie, kozy,owce,krowy, a nawet świnie. Bawiłam się z nimi do upadłego, grałam im na magicznej gitarze itd. W pewnym momencie wszystko zniknęło, świat ogarnął mrok, a ja obudziłam się.
-A więc to był tylko sen!- wykrzyknęłam zrozpaczona i zalałam się łzami.
niedziela, 20 listopada 2011
Pokręcony dzień
Leżałam na brązowym hamaku, który wisiał w pomieszczeniu bez okien i klamek. Ściany miały ohydny odcień niebieskiego natomiast podłoga była wyłożona żółtą gąbką. Jedynymi meblami było tu małe czarne biurko i czerwona szafa. Znajdował się też tu zegar oraz dwie lampy, ale nie zaliczałam ich do "mebli". Jedna była "ogólna" a druga "moja". Nazwałam je tak bo tą pierwszą włączał i gasił ktoś inny o określonych porach, a tą drugą "sterowałam" ja. Nad moim hamakiem wisiało zdjęcie na którym byłam ja, moja mama i mój tata. To była niesamowita chwila w moim życiu. Byli po rozwodzie więc rzadko widywałam ich razem. Tata ożenił się ponownie i ma 12-letnią córkę. Nigdy jej nie widziałam. Podejrzewam, że to dlatego, iż nie chciał aby zadawała się z kimś nienormalnym. Po policzku spłynęła mi łza. Byłam taka samotna, każdy dzień ciągnął się w nieskończoność, a życie straciło sens. Czy tak być powinno? Nie wiem. Z trudem wstałam i podeszłam do zegara.. Była siódma, a więc niedługo ktoś powinien przyjść, aby przynieść mi śniadanie. Nie myliłam się, bo po chwili drzwi otworzyły się i do pomieszczenia weszła Amanda. Była 26-letnią kobietą o zielonych oczach i czerwonych lokach. To ona dbała o posiłki dla... pacjentów ośrodka. Dostałam kanapki z dżemem truskawkowym i sok jabłkowy. Po zjedzeniu zostałam wyprowadzona na korytarz i zaprowadzona do łazienki. Następnie (z asystą) wróciłam do pokoju. Ubrałam się w białą bluzkę tych grubszych ramiączkach, czarną bluzę, standardowe dżinsy i szaro-białe trampki. O ósmej przyszłą po mnie Miranda i zaprowadziła na naszą codzienną sesję. Trafiłam do pokoju, który najbardziej mi się podobał. Podłogę miał drewnianą, a ściany białe z czekoladową listwą. W każdym kącie stała roślina. Na podłodze leżały dwie poduszki (zielona i fioletowa), oraz stał mały stolik do kawy.
"Jak tu pięknie"-pomyślałam
"Najgorszy pokój w ośrodku!"-oświadczyła Małpa
Postanowiłam się nie kłócić, gdyż w końcu i tak by postawiła na swoim.
"Masz rację"-stwierdziła i zarechotała okrutnie.
Chciałam usiąść na zielonej poduszce, ale ONA się sprzeciwiła.
"FIOLETOWA!!!!!!!!!!!!"- krzyczała tak głośno, że prawie rozsadziło mi głowę.
Więc w połowie drogi zawróciłam i usiadłam na fioletowej.
Po "normalnych" zajęciach przyszedł czas na ogłoszenia.
- Ośrodek postanowił przypisać każdemu pacjentowi dwójkę Wolontariuszy, aby ci spędzali z nim wolny czas. Udowodniono, że to poprawia psychikę pacjentów. Twoi nazywają się Mike Smith i Adele Roberts. Zadowolona?
Chciałam skłamać, aby nie było jej smutno.
"Powiedz prawdę"- oświadczyła ONA głosem nie znoszącym sprzeciwu.
-Nie.- odpowiedziałam na pytanie.
Wieczorem spędzałam wolny czas czytając książki, a w nocy po zjedzeniu kolacji i napisania wpisu w pamiętniku oglądałam przez godzinę telewizję w "sali kinowej". Na koniec jak zwykle ociągałam się z pójściem do łóżka. Powód był prosty- bałam się. W końcu jednak sen mnie dopadł...
"Jak tu pięknie"-pomyślałam
"Najgorszy pokój w ośrodku!"-oświadczyła Małpa
Postanowiłam się nie kłócić, gdyż w końcu i tak by postawiła na swoim.
"Masz rację"-stwierdziła i zarechotała okrutnie.
Chciałam usiąść na zielonej poduszce, ale ONA się sprzeciwiła.
"FIOLETOWA!!!!!!!!!!!!"- krzyczała tak głośno, że prawie rozsadziło mi głowę.
Więc w połowie drogi zawróciłam i usiadłam na fioletowej.
Po "normalnych" zajęciach przyszedł czas na ogłoszenia.
- Ośrodek postanowił przypisać każdemu pacjentowi dwójkę Wolontariuszy, aby ci spędzali z nim wolny czas. Udowodniono, że to poprawia psychikę pacjentów. Twoi nazywają się Mike Smith i Adele Roberts. Zadowolona?
Chciałam skłamać, aby nie było jej smutno.
"Powiedz prawdę"- oświadczyła ONA głosem nie znoszącym sprzeciwu.
-Nie.- odpowiedziałam na pytanie.
Wieczorem spędzałam wolny czas czytając książki, a w nocy po zjedzeniu kolacji i napisania wpisu w pamiętniku oglądałam przez godzinę telewizję w "sali kinowej". Na koniec jak zwykle ociągałam się z pójściem do łóżka. Powód był prosty- bałam się. W końcu jednak sen mnie dopadł...
środa, 26 października 2011
Tęsknota
Leżałam na ziemi i z trudem otwierałam oczy. W końcu mi się udało, ale zaraz tego pożałowałam. Wokół mnie świat wirował i ciągle zmieniał barwy. Po chwili wszystko zaczęło płonąć. Moją jedyną drogą ucieczki był świetlisty portal, który właśnie się zamykał. W ostatniej chwili rzuciłam się w jego kierunku. Niestety właśnie wtedy, kiedy myślałam, że wszystko jest już w porządku dostrzegła ICH. A więc to był kolejny pokręcony sen zafundowany przez NICH?! To nie było fair! Nagle przed moimi oczyma zaczęły się przewijać wspomnienia. Mój pierwszy dzień w przedszkolu, w podstawówce, komunia, 4 klasa, dumni rodzice... A potem zobaczyłam dzień wypadku.
Ładna dziewczynka jechała na rowerze i rozmawiała z przyjaciółkami. Po chwili zastanowienie postanowiła jechać krótszą drogą. Niestety nie wyszło jej to na dobro, bo ktoś ją popchnął i uderzyła głową o drzewo. Kiedy otworzyła oczy zaczął się najgorszy czas w jej życiu, który miał trwać wieczność.
Tak- tą dziewczynką byłam ja. Jestem nienormalna, dziwna. Przecież gdyby było inaczej rodzice nie umieściliby by mnie w psychiatryku. Mogli mnie przynajmniej odwiedzić. Ale nie!
-Nie kochają cię!- wyszeptała Małpa
-Zamknij się!
- Od kiedy tak się odnosi do przyjaciół?
-Nie jesteś moją przyjaciółką!
- Jestem twoją JEDYNĄ znajomą!- stwierdziła po czym zarechotała okrutnie.
Zabolało. Trafiła w czuły punkt. Nie czułam potrzeby komunikowania się z innymi pacjentami, ale samotność zaczęła mi przytłaczać. Nie ma się czemu dziwić. W końcu moimi jedyni towarzyszami były głosy- głosy, których nie powinnam słyszeć.
Właśnie wtedy się obudziłam, ale to co ukazało się moim oczom wcale nie było lepsze od koszmarów.
Ładna dziewczynka jechała na rowerze i rozmawiała z przyjaciółkami. Po chwili zastanowienie postanowiła jechać krótszą drogą. Niestety nie wyszło jej to na dobro, bo ktoś ją popchnął i uderzyła głową o drzewo. Kiedy otworzyła oczy zaczął się najgorszy czas w jej życiu, który miał trwać wieczność.
Tak- tą dziewczynką byłam ja. Jestem nienormalna, dziwna. Przecież gdyby było inaczej rodzice nie umieściliby by mnie w psychiatryku. Mogli mnie przynajmniej odwiedzić. Ale nie!
-Nie kochają cię!- wyszeptała Małpa
-Zamknij się!
- Od kiedy tak się odnosi do przyjaciół?
-Nie jesteś moją przyjaciółką!
- Jestem twoją JEDYNĄ znajomą!- stwierdziła po czym zarechotała okrutnie.
Zabolało. Trafiła w czuły punkt. Nie czułam potrzeby komunikowania się z innymi pacjentami, ale samotność zaczęła mi przytłaczać. Nie ma się czemu dziwić. W końcu moimi jedyni towarzyszami były głosy- głosy, których nie powinnam słyszeć.
Właśnie wtedy się obudziłam, ale to co ukazało się moim oczom wcale nie było lepsze od koszmarów.
czwartek, 20 października 2011
Chory umysł
Ulicą szła młoda dziewczyna w towarzystwie rodziców. Od razu widać było, że nie jest normalna. Miała nienaturalnie jasne blond włosy, niebieskie oczy o odcieniu wyblakłego błękitu, a ubrana była w białą bluzkę i niebieskie dżinsy. Wydawała się postacią rozmytą, nierealną i tak nierzeczywistą jak duch. Nie znosiła żadnej pogody, każda ją irytowała. Mieszkała w miejscowości w której padało, była mgła lub świeciło lekkie słońce. To pierwsze i drugie zdarzały się częściej. Kiedy padał deszcz uważała, iż świat płacze z nią i niszczy jej humor. Podczas słonecznych dni twierdziła, że to nie fair, iż inni się śmieją, nawet słońce, a ona nie! Każdy kto jej nie znał, a ujrzał ją po raz pierwszy brał ją za ducha, który zawodzi nad swym losem. Miała na imię Elizabeth. Rodzice tej dziewczyny strasznie się o nią martwili aż w końcu zaprowadzili ją do psychiatry.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Budynek, który rysował się przede mną był dziwny i podejrzany. Jego ściany miały ohydny niebieski kolor, a dach zielony. Moi staruszkowie byli jacyś nierozmowni i dziwnie się na mnie patrzyli. Gdy weszliśmy do środka poczułam się okropnie. Ściany wewnątrz miały taką samą barwę jak te na zewnątrz, a wisiały na nich rysunki jakiś dziwnych wzorów. Gdy doszliśmy do końca korytarza mama otworzyła przede mną drzwi i kazała mi wejść podczas, gdy ona i tata zostali na zewnątrz. Pomieszczenie w którym się znalazłam było czyimś gabinetem. Całe zostało wyłożone żółtą gąbką a pośrodku stało brązowe biurko. Za nim siedziała wysoka, opalona kobieta o ciemnych włosach i oczach.
-Witaj Elzo czy wiesz po co tu jesteś?
-Nie, ale założę się, że zaraz się tego dowiem.
-Nazywam się Miranda Carters i jestem psychologiem. Twoi rodzice zapisali cię na terapię kontrolną.
"No nie. Ile razy mam im powtarzać, że jestem normalna?"- pomyślałam
-Świetnie, a teraz wyciągnę kleksy, a ty mi powierz co widzisz.
-Węża.
-Jakiegoś konkretnego?
-Tak.... wiesz on nawiedza mnie w snach i mąci mi życie. Czasami sprawia, że coś wyskakuje z obrazów, zwłaszcza węże.
-A tu?
-Małpę. Ona tak jakby siedzi mi w głowie i szepcze coś.
"Cicho siedź. Czemu jej o mnie powiedziałaś?"- znowu usłyszałam ten chory głos.
"Słyszy głosy w głowie?"- wydawało mi się, że to właśnie pomyślała Miranda.
-A tu?
-Strach. On jest szefem Węża i Małpy. Oni niszczą mi życie. Komentują każde wydarzenie, zmuszają mnie do czegoś, a Wąż podsuwa mi okropne sny, wizje według których mam się trzymać.
-Kiedy zaczęłaś ich słyszeć i widzieć?
-Miałam dziesięć lat i jakiś dzieciak zepchnął mnie z roweru. Uderzyłam głową o drzewo, a kiedy otworzyłam oczy.... oni już tam stali.
Przed oczyma zaczęły pojawiać mi się okropne obrazy. To wtedy wszystko się zaczęło. Wiedziałam, że to wszystko przez Węża więc starałam się go zablokować, ale nie potrafiłam.
-Świetnie. Mogę porozmawiać z twoimi rodzicami?
-Ależ oczywiście.
Wyszłam z tego okropnego gabinetu i zaczęłam komentować okropność tego budynku nie wiedząc, że za drzwiami zapadnie wyrok przez, który spędzę tu resztę życia.
------------------------------------------------------------------------------------------------
-Niech pani nam powie: Co z nią?
-Niestety, ale zdecydowanie jest chora psychicznie i to na tak wysokim stopniu, że będzie musiała tu zostać.
-W psychiatryku?!
-Tak
W gabinecie zapadła grobowa cisza.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Budynek, który rysował się przede mną był dziwny i podejrzany. Jego ściany miały ohydny niebieski kolor, a dach zielony. Moi staruszkowie byli jacyś nierozmowni i dziwnie się na mnie patrzyli. Gdy weszliśmy do środka poczułam się okropnie. Ściany wewnątrz miały taką samą barwę jak te na zewnątrz, a wisiały na nich rysunki jakiś dziwnych wzorów. Gdy doszliśmy do końca korytarza mama otworzyła przede mną drzwi i kazała mi wejść podczas, gdy ona i tata zostali na zewnątrz. Pomieszczenie w którym się znalazłam było czyimś gabinetem. Całe zostało wyłożone żółtą gąbką a pośrodku stało brązowe biurko. Za nim siedziała wysoka, opalona kobieta o ciemnych włosach i oczach.
-Witaj Elzo czy wiesz po co tu jesteś?
-Nie, ale założę się, że zaraz się tego dowiem.
-Nazywam się Miranda Carters i jestem psychologiem. Twoi rodzice zapisali cię na terapię kontrolną.
"No nie. Ile razy mam im powtarzać, że jestem normalna?"- pomyślałam
-Świetnie, a teraz wyciągnę kleksy, a ty mi powierz co widzisz.
-Węża.
-Jakiegoś konkretnego?
-Tak.... wiesz on nawiedza mnie w snach i mąci mi życie. Czasami sprawia, że coś wyskakuje z obrazów, zwłaszcza węże.
-A tu?
-Małpę. Ona tak jakby siedzi mi w głowie i szepcze coś.
"Cicho siedź. Czemu jej o mnie powiedziałaś?"- znowu usłyszałam ten chory głos.
"Słyszy głosy w głowie?"- wydawało mi się, że to właśnie pomyślała Miranda.
-A tu?
-Strach. On jest szefem Węża i Małpy. Oni niszczą mi życie. Komentują każde wydarzenie, zmuszają mnie do czegoś, a Wąż podsuwa mi okropne sny, wizje według których mam się trzymać.
-Kiedy zaczęłaś ich słyszeć i widzieć?
-Miałam dziesięć lat i jakiś dzieciak zepchnął mnie z roweru. Uderzyłam głową o drzewo, a kiedy otworzyłam oczy.... oni już tam stali.
Przed oczyma zaczęły pojawiać mi się okropne obrazy. To wtedy wszystko się zaczęło. Wiedziałam, że to wszystko przez Węża więc starałam się go zablokować, ale nie potrafiłam.
-Świetnie. Mogę porozmawiać z twoimi rodzicami?
-Ależ oczywiście.
Wyszłam z tego okropnego gabinetu i zaczęłam komentować okropność tego budynku nie wiedząc, że za drzwiami zapadnie wyrok przez, który spędzę tu resztę życia.
------------------------------------------------------------------------------------------------
-Niech pani nam powie: Co z nią?
-Niestety, ale zdecydowanie jest chora psychicznie i to na tak wysokim stopniu, że będzie musiała tu zostać.
-W psychiatryku?!
-Tak
W gabinecie zapadła grobowa cisza.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)